Wyprawa rowerowa – Norwegia 2015

Norwegia - Relacja z rowerowej wyprawy do Norwegii. Mnóstwo ciekawych zdjęć i opowieści. Jeżeli chcesz odwiedzić Norwegię musisz przeczytać tą relację.



wyprawa rowerowa do norwegii


Czas wyprawy: od 15 lipca do 1 sierpnia 2015 (18 dni)
Całkowity przejechany dystans na rowerze: 1295km
Całkowity koszt na osobę (wraz z kosztem przejazdu):  ok 1700zł
Średni dystans dzienny: 80km (były dni, że przejechaliśmy znacznie mniej)
Skład grupy: Michał i Paweł

Przebyta trasa:

Lotnisko Oslo Torp – Oslo – { Lillestrom – Lillehammer (przejechane pociągiem) } – Ringebu – Otta – Rondane Park – wzdłuż rzeki Otta – Vagamo – Fossbergom – Geiranger – prom do Hellesylt – Grodas – Stryn – wzdłuż fiordu Nordfjord – Olden – lodowiec Briksdalsbreen – powrót do Olden – Ulvik – Bykjelo – Skei – Vik – Dragsvik – prom do Vangsnes – Viksoyri – Voss – Granvin – Oystese – Northeimsund – Bergen


Norwegia 2015
Ogólny zarys trasy Norwegia 2015

Nasza wyprawa miała początkowo mieć inny przebieg. Planowaliśmy jechać bardziej na północ do Trondheim. Jednak jak to bywa w rzeczywistości plan uległ dość znacznym zmianom czego wynikiem jest pokonana trasa widoczna powyżej. Niestety nie udało się zobaczyć części zaplanowanych atrakcji, ale mimo wszystko wyprawę należy zaliczyć do tych udanych. Przez cały czas w Norwegii przemieszczaliśmy się na jednośladach oprócz jednego odcinka, który pokonaliśmy lokalnym pociągiem (cena za rower jak za psa) oraz „zaliczyliśmy” trzy przeprawy promowe (jedna typowo turystycznym promem, co niestety było również odzwierciedlone w cenie).

Start:
Spotkaliśmy się już na miejscu na lotnisku Oslo Torp, które jest oddalone od Oslo o około 120km.
Ja leciałem z Wrocławia, Paweł z Warszawy. Cały ekwipunek miałem zapakowany w dwa rowerowe kartony – do jednego poszedł rower (a jakże) a do drugiego nieznacznie mniejszego (po jakimś rowerze damsko-dziecięcym) sakwy. Po zważeniu okazało się, że same sakwy ważą 29kg i ledwo mieszczą się w limicie (32kg). Tylko same najpotrzebniejsze rzeczy ;) Myślałem, że będzie to znacznie lżejsze. No cóż, trzeba było to wozić. Paczka z rowerem była znacznie lżejsza ;) Oprócz 3 litrów wody jedna mała sakwa Crosso była wypełniona  po brzegi jedzeniem z naszego pięknego kraju. Reszta wiadomo.




Po złożeniu sprzętu (co niestety przy moim rowerze wymaga nieco czasu i zachodu) i poczekaniu na Pawła ruszyliśmy w trasę. Była godzina 22 i pokręciliśmy tak ze dwie godziny, żeby trochę odjechać od lotniska. Pierwsza rzecz, która zwróciła naszą uwagę to to, że mimo tak późnej godziny panował półmrok i spokojnie dało się jechać. Mimo, że do koła podbiegunowego był znaczny kawałek klimat północny dał o sobie znak – tutaj słońce zachodzi znacznie później niż w Polsce i nie patrząc na zegarek można było łatwo stracić poczucie czasu o czym wielokrotnie się przekonaliśmy.




Droga z lotniska do Oslo w zasadzie była mało ciekawa a zajęła nam trochę czasu mimo, że z pozoru to niewielki dystans.  Na szczęście po drodze zaliczyliśmy pierwszy fjord na trasie – Oslofjord oraz zjedliśmy posiłek w sympatycznym miejscu – kempingu położonym tuż przy jeziorze.

piękny Oslofjord w Norwegii
Oslofjord

W drodze do Oslo

Przedmieścia Oslo
Przedmieścia Oslo

W trakcie drogi do Oslo, do którego dojechaliśmy późnym popołudniem mieliśmy okazję skosztować owoców leśnych (zwłaszcza poziomek) którymi to raczyliśmy się przez całą naszą podróż (jeżeli oczywiście nadażyła się ku temu sposobność) zaspokajając nasz głód witaminiowy.

Oslo to najstarsza ze skandynawskich stolic. Liczy około 530 tysięcy mieszkańców. Nie może się poszczyć dużą liczbą zabytków, jednak posiada dużą liczbę muzeów. My podczas naszej wyprawy muzea odpuściliśmy.

Oslo
W Oslo czekając na Pawła, który poszedł do sklepu poszukać gazu do swojego palnika spotkaliśmy naszego rodaka Mateusza. W zasadzie dzięki temu, że miałem koszulkę z polskim nazwiskiem (notabene nie moim, tylko mojego kolegi od którego ją kupiłem ;) nawiązała się między nami rozmowa. Mateusz mieszka w Norwegii ponad 2 lata i przyjechał do centrum Oslo rowerem. Po kilku zdaniach zaproponował, że pokaże nam Oslo. Spędziliśmy z nim dobre 3 godziny zwiedzając najciekawsze zabytki miasta oraz dowiadując się wielu ciekawych rzeczy przede wszystkim o Polakach na emigracji.

Pozdrowienia dla Mateusza (pierwszy z lewej!)

Ciekawy budynek Opery w Oslo

Budynek ratusza w Oslo

Oslo, przynajmniej widać, że byliśmy na rowerach :)

Pałac Królewski – oficjalna rezydencja norweskich monarchów
Pałac Królewski – oficjalna rezydencja norweskich monarchów

Park Vigelanda ozdobiony naturalistycznymi rzeźbami
Park Vigelanda ozdobiony naturalistycznymi rzeźbami
Wyjazd z Oslo był dość nieciekawy mimo wielu ścieżek rowerowych. Fakt, Norwegia ma bardzo dużo ścieżek rowerowych biegnących wzdłuż głównych ulic jednak poruszanie się nimi stanowi kłopot, jeżeli chcemy w miarą szybko pokonać większy dystans.  Często te drogi prowadzą trochę naokoło albo kończą się w nieodpowiednim miejscu. Oznaczenia tych dróg też dają często wiele do życzenia. Dlatego w wielu przypadkach mimo ścieżek rowerowych wybieraliśmy normalną drogę.  Po dotarciu do Lilestrom postanowiliśmy, że kawałek drogi przejedzimy pociągiem. Po rozmowie dnia poprzedniego z norweskim  rowerzystą prowadzącym centrum fitness dowiedzieliśmy się znajdujemy się w najmniej ciekawym obszarze w Norwegii (o czym świadczyły również dość przeciętnie widoki ;) oraz naszych pierwotnych założeniach dotyczących dziennego dystansu stwierdziliśmy, że będziemy musieli zmodyfikować trasę, żeby wyrobić się na powrotny samolot. Takim sposobem  przejechaliśmy pociągiem do Lillehammer.

Podczas przygotowywania posiłku
W Lillehammer które jest położone nad jeziorem Mjosa w 1994 roku odbyły się Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Zobaczyliśmy Park Olimpijski oraz skocznię narciarską.

Następnie dotarliśmy do miejscowości Otta skąd pojechaliśmy dalej do Parku Narodowego Rondane. Powstał on w 1962 roku jako pierwszy park Narodowy w Norwegii oraz został wpisany na listę Unesco.

w drodze do Rondan
Krótka przerwa i dalej pod górrę ;)
Taki widok był bardzo często spotykany na całej naszej trasie
Rondane Nasjonalpark 1962

Pięknie tu

Owca



Żeby dostać się do centrum parku czekał nas ponad 20km podjazd, na szczęście widoki wynagrodziły cały trud. Niestety nie dotarliśmy do schroniska i zostaliśmy na wysokości 1000 z hakiem mnpm i musieliśmy się rozbić wcześniej z pięknym widokiem na największe szczyty parku.






selfie ;)
Tego dnia mieliśmy pyszną obiado-kolację - łososia na grillu. Koszt za 2 porcję ryby na 1 osobę (wraz z kosztem grilla) – 16zł. Czy ktoś powie, że Norwegia jest droga?


Obiadokolacja z łososiem w roli głównej

W takim miejscu przyszło się nam rozbijać

..na takiej "nawierzchni"
W zasadzie tuż po zakończeniu biesiadowania zerwała się wichura i deszcz. Na szczęście namioty mieliśmy już rozłożone. Następnego dnia rano pogoda była okropna – deszcz i taka mgła, że wszystko było wokół białe.

Rano mgła

jak widać

Zrezygnowaliśmy ze zwiedzania parku i po odpowiednim ubraniu się (zimno jak cholera) zaczęliśmy długi 20km zjazd. Niestety po kilku km złapałem gumę i musiałem wymieniać dętkę. Była to chyba najgorsza pogoda na trasie. Spotkaliśmy się dopiero na dole w punkcie informacji turystycznej. Byłem przemoczony od pasa w dół. Kurtka od chińczyków dała radę natomiast tanie spodnie z allegro niestety już nie ;)



Następnie jechaliśmy wzdłuż rzeki Otta do miejscowości Vagamo. Po drodze zwiedziliśmy stary kościół typu stav charakterystyczny dla Norwegii (Lom). Na trasie spotkaliśmy polską ekipę „z Łasku na Nordkapp 2015” ojca i syna. Chłopaki wybrali się w 2 miesięczny trip. Za cel obrali Nordkapp – najbardziej wysunięta na północ część Europy. Pisząc te słowa, wiem, że cel został zrealizowany (powodzenia i gratulacje). Po krótkiej przerwie i posiłku pod sklepem ruszyliśmy dalej.

Kościół typu Stav

Uwaga na renifery

W drodze na Geiranger

Geiranger Fjord – jeden z najładniejszych i najbardziej rozreklamowanych fjordów w Norwegii. W 2005 wpisany na listę UNESCO. Droga do niego prowadząca to „ciemna strona księżyca” jak to powiedziała Amerykanka z Fossbergon, która w Norwegii mieszka już 20 lat. Piękny podjazd, pogoda iście zimowa. Przed dojazdem do fjordu elegancki zjazd z tysiąca metrów – „złota droga”. Niestety drogi trolli, która jest w pobliżu i którą widzieliśmy z promu niestety nie mieliśmy okazji zrobić. Może następnym razem, chociaż to 8 godzin podjazdu a może i więcej ;)
Podczas przeprawy promowej do Hellesylt mieliśmy także okazję zobaczyć słynny wodospad De Syv Sostre (Siedem Sióstr).





..trochę śniegu było






Jeden z lepszych zjazdów - "Złota droga"

I w końcu on



Geiranger Fjord




7 Sióstr

Mewy krążące wokół naszego promu

W różnych miejscach zdarzało nam się spać. Nie tylko "namioty były grane"

Niebawem na trasie zaliczyliśmy kolejny fjord Nordfjord oraz pierwszy lodowiec Briksdalsbreen.










To chyba już Nordfjord


Kolejny posiłek, kolejny łosoś






W drodze na lodowiec

Wodpospad

Lodowiec Briksdalsbreen

Oto ja i arena świata ;)

W kolejnym odcinku zapamiętaliśmy trasę z Skei – Vik – Dragsvik gdzie nocowaliśmy w górach przy starych charakterystycznych chatkach norweskich. Rano podczas zwijania obozowiska nagle znikąd pojawił się cały autokar czeskich turystów. Jeden się pytał czy jesteśmy z Polski? Chyba poznał po rowerze Unibike po podczas tej wizyty nie prowadziliśmy żadnych dialogów w naszym ojczystym języku.  Było bardzo zimno a żeby dojść do rzeki trzeba było minąć połacie śniegu. Był to chyba w ogóle najbardziej ośnieżony fragment naszej wyprawy.


Tu jeszcze  śniegu nie było
















Z Dragsvik przedostaliśmy się promem do Vangsnes. Spotkaliśmy tam starszego Holendra, który opowiadał nam między innymi o swoich wyprawach rowerowych do Azjii oraz o nielegalnym rowerowaniu po Rosji ;)


Owce wyjątkowo niestrachliwe



Podeszły bardzo blisko. Chyba też były źdźiwione tym, że złamałem właśnie 5 szprych!

Tunel. Niby nie można, ale czasami się wjeżdzało












Około miejscowości Viksoyri mieliśmy jeden z dłuższych podjazdów 13km i kolejne połacie śniegu ;)
Kolejny grillowany łosoś (tym razem nie było promocji ale kto bogatemu zabroni ;) i nocleg między wodospadem a rzeką. Ledwo usnąłem, trzeba było wziąć zatyczki do uszu ;)

Potem piękna trasa wzdłuż Sognefjordu najdłuższego na świecie – 204 km w najgłębszym miejscu osiągający 1308m. Po drodze mijamy ładne miejscowośći wypoczynkowe niedaleko Voss.

Relaks przy Sognefjordzie




Dalej z Voss już chyba bez większych atrakcji docieramy do Bergen. Miasto od razu wzbudza naszą sympatię chociaż cały czas zastanawiamy się dlaczego my jesteśmy grubo poubierani a autochtoni paradują w krótkich rękawkach. Zwiedzamy miasto – port, zabytkowe domy rybackie, słynny targ rybny. Jeździmy także po mniej uczęszczanych ulicach tak aby poczuć klimat miasta. Odwiedzamy także muzeum malarstwa żeby zobaczyć przede wszystkim prace Muncha, autora sławnego „Krzyku”.

Centrum Berrgen
Słynny targ rybny w Bergen "Fisketorget"

Niestety nigdzie w Europie

nie widziałem tak drogich owoców morza jak tu

słynne Bryggen - drewniane domy kupców



Szkic do którejś wersji "Krzyku" Muncha


Trzeba było wydać ostatnie Korony

Product placement ;)


Trzeba wracać:

Organizujemy kartony na rowery (wcześnie zamówione w sklepie rowerowym), wydajemy ostatnie korony, pakujemy rowery i jedziemy autobusem (w zasadzie nocnym) na lotnisko gdzie spędzamy noc bo porannym samolotem dotrzeć do Szczecina. Wyjazd zaliczmy do tych udanych. Mimo mocno zmienionej pierwotnej trasy i tak udało się sporo zobaczyć i poczuć smak Skandynawii na własnej skórze.

Szczecin

Tu też ;)

Czy wy też byliście na takiej wyprawie? Czy może planujecie taki wyjazd w najbliższym czasie?
Ja szczerze polecam.

Pozdrawiam
Michał




0 komentarze:

Prześlij komentarz